-Violetta?
-zapytał, a ona się uśmiechnęła.
-Tak,
to ja -powiedziała, przez śmiech.
-Ale
jak? Przecież Ty...-przerwał.
-Nie
żyjesz...-dokończyła, za niego.
-Właśnie
-spuścił głowę.
-Muszę
Ci coś powiedzieć...
-Co
takiego?
-Kiedy
wyszłam z domu, po naszej kłótni, dużo myślałam i postanowiłam,
że Ci wybaczę. Zawróciłam w stronę domu, ale kiedy przeszłam,
przez pasy, potrącił mnie samochód...
-I
już nie wróciłaś...-powiedział Leon -Zadzwonili do mnie ze
szpitala, zostawiłem Tini z Fran i Fede. Trwała operacja, ratowali
Ci życie, ale...go nie uratowali -walnął pięścią w łóżko i
powstrzymał łzy, ale nie wytrzymał i się rozpłakał.
-Pewnie
tak miało być -powiedziała Violetta, a Leon się na nią popatrzył
zdziwiony.
-Co?
Nadszedł
już mój czas i to musiało się stać, wszyscy kiedyś umrą.
-Tak,
ale dlaczego to musiałaś być Ty? -przytulili się do siebie.
Rozmawiali
do późna w nocy, mówili o wszystkim i o niczym. Wspominali dawne
czasy, ślub, zaręczyny i poród przy którym Leon zemdlał...
-Musze
już iść -Violetta wstała z łóżka.
-Gdzie?
-Muszę
iść, juz się nie zobaczymy...
-Odejdziesz?
Czemu nie możesz zostać jak do tej pory?
-Przyszłam
wszystko wyjaśnić i Ci wybaczyć.
-Proszę,
nie zostawiaj mnie. Nie poradzę sobie sam.
-Pamiętaj,
zawsze będę przy tobie, przy Was. Kocham Cię.
-Ja
ciebie bardziej -Leon spuścił głowę, kiedy ją podniósł, jej
już nie było.
-Po
prostu znikła -wyszeptał. Poszedł do pokoju Tini, kiedy uchylił
drzwi, mała się do niego mocno przytuliła.
-Mama
odeszła -mała zaczęła płakać, Leon wziął ją na ręce i
uronił łzę -Była u mnie przed chwilą,powiedziała, że
porozmawialiście i musi się pożegnać.
-Nie
płacz kochanie, wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży
-położył małą do łóżka, przykrył kołdrą i sam usiadł na
wielkim fotelu obok. Zaczął po cichu śpiewać Podemos,
żeby mała zasnęła, udało się. po chwili sam zamknął oczy i
zasnął na fotelu, przy Tini.
-Leon!
Leon! Leon, no wreszcie, budzę cię już 15 minut, nawet woda nie
podziałała. -otworzyłem oczy i zobaczyłem moją mamę.
-Violetta...-powiedziałem
cicho.
-Violetta
czeka na ciebie na dole, bo nie odbierasz telefonu, a idziecie do
studia, jutro macie przedstawienie. Pośpiesz się, a ja zrobię
śniadanie dla Was na dole. -wyszła z pokoju. Szybko się ubrałem,
umyłem i zszedłem na dół. na kanapie siedział mój tata z
Violettą i oglądali poranne wiadomości. Ta dwójka świetnie się
dogaduje, ale zawsze, przy wiadomościach się kłócą, bo mają
inne poglądy polityczne. No cóż, każdy ma swoje zdanie.
-Cześć
kochanie, cześć tato -kiedy mnie zobaczyli, to się uspokoili i
pocałowałem Vilu w policzek na powitanie.
-Co
tak długo spałeś? -zapytała -Twoją mamę było słychać na dole
-zaśmiała się.
Posłusznie weszliśmy do
kuchni, gdzie zjedliśmy pyszne śniadanie, a potem wyszliśmy
spacerkiem do studia, przez park.
-Wiesz,
miałem bardzo dziwny sen...-powiedziałem.
-Tak,
a jaki?
-Byliśmy
dorośli i mieliśmy córeczkę Tini. Byliśmy bardzo szczęśliwi,
ale po naszej kłótni wyszłaś z domu, ale już nie wróciłaś, bo
miałaś śmiertelny wypadek.
-Na
prawdę? -zdziwiła się.
-Tak,
ale to nie wszystko. Byłem pogrążony z żałobie i jak się
okazało, nasza córka Cię widziała i z tobą rozmawiała...
-mówiłem dalej, czyli dalej jestem młody, chodzę do studia, mam
wspaniałą dziewczynę i nie mam córki.
To
był tylko sen...
...................................................................................................
I
tak oto ta historia okazała się być po prostu snem ;)
Mówiłam,
żebyście się spodziewali niespodziewanych zwrotów akcji! ;>
Miałam
problemy z kompem, a kiedy było wolne od szkoły, to nie było mnie
w domu, a tam gdzie byłam, to miałam dostęp tylko do tableta, a na
nim się ciężko pisze ;(
Na
drugim blogu 3 rozdział powinien pojawić się dzisiaj albo jutro
;)
A
jeśli dzisiaj to późnym wieczorem, bo teraz i tak już jest późno
xd
Zdanie
bezsensu!
Całuski,
Karola ♫♥♪ ;** xoxo